Weekendowa zasiadka

Majowe zawody dawno za nami, stały się tylko przyjemnym wspomnieniem ale pozostał mały niedosyt… Zimna aura powoli odchodziła w zapomnienie więc postanowiłem wyruszyć na moja ukochaną żwirownię potestować kulki i przekonać się czy karpiom również przypadną do gustu. Postawiłem na kulki Sqiud i Ochotka które wspaniale sprawdzały się na Dębowej która też jest żwirownią, więc spakowałem się w piątek po pracy i ruszyłem by weekend spędzić na „bagienku”. Miejsce było extreme ale czego się nie robi dla Karpi, dwa niedostępność miejscówki a w zasadzie jej dostępność niemal tylko z wody dawała mi komfor,t że raczej nikt nie będzie taki wariat jak ja i nie zajmie mi stanowiska dwa, siedząc samotnie miałem poczucie bezpieczeństwa.

 

 

Stanowisko zorganizowane, graty stoją, ponton nadmuchany, czas zabrać się za papu dla karpi. Postanowiłem zanęcić mieszanką kulek i pelletu. Wybór padł na Halibuta oraz Halibuta z doatkiem mączki z kryla, w różnych średnicach oraz oczywiście kulki – sqiud i ochotka. Kulki zalałem zalewami amino na godzinkę przed nęceniem więc zanim powędrowały do wody cały płyn jaki wlałem do pojemników został przez kulki wchłonięty i doskonale się wypłukiwał na dnie.

 

Kulki postanowiłem rozsypać dosyć szeroko po łowisku by karpie aktywnie je poszukiwały, na pierwsze nęcenie poszło po 0,5 kg kulek sqiud i ochotka wraz z porcją pelletów.

Z racji tego iż w łowisku było – delikatnie mówiąc – trochę zielska, które nie jest problemem tak naprawdę, a przedewszystkim były glony, które oblepiają żyłkę i przy holu wbijają się w szczytówkę klinując żyłkę, co uniemożliwia dlaszy hol ryby postawiłem na najprostszy zestaw z możliwych. Strzałówka przywiązana grinerem do żyłki głownej – fluorocarbon Rig Marole długość 4 m, do tego ciężarek Atomick Tackle Camuflage w wersji piaskowej (bardzo podobny do tego co było na dnie) centryczny by nie zierać klipsem zielska po drodze, no i klasyczny przypon combi rigz miekkim włosem i haczykiem Curv Shank Kordy nr 4. W zielsku im prostsza konstrukcja tym lepsza, mniej elementów o które może zaczepiać się zielsko w czasie holu i choć glony namiętnie wbiajały mi się w szczytówkę muszę przyznać ze zestaw w roślinności podwodnej radził sobie doskonale, nie było probelmów w czasie holu.

 

Zestawy w wodzie, Desperados zimny w dłoni, orzeszki w miseczce, łóżeczko i śpiworek zrobiony więc zaczął się weekend pełną gębą. Uwielbiam nocne łowienie, cisza – pomijam żaby, mewy, inne złośliwe ptaszyska co mają głos jak sygnalizator i stresują człowieka, spokój pomijając wcześniej wymienione czynniki natury. Leżałem na łóżku i czekałem na pierwsze branie…. i się nie doczekałem. Rano wstałem bardzo wcześnie o 10 – kiedyś trzeba się wyspać, lornetka w dłoń i zerkam na marker. Rurowy znacznik co raz podryguje pod wpływem potrąceń ryb buszujących w łowisku. Ściągam zestawy, kulki są OK., biorę wiec kamerkę podwodną i płynę zerknąć co się dzieję na dnie. Ku mojemu zdziwieniu na dnie ani grama papu które wieczór wcześniej wrzuciłem do wody. Ciekaw czy karpie czy leszcze zjadły kulki, nie zastanawiając się długo dosypałem solidną porcję kulek i tą samą czynność powtórzyłem po południu żeby uniknąć sytuacji że karpie wpływają w łowisko i zastają czyste dno.

Cały dzień miło upłynął i bardzo szybko, niestety nadeszła ostatnia noc weekendu. Na zestawy powędrowały świeże kulki, a do wody kolejna porcja papu ale bez pelletu. Troszkę miałem obawy iż sypiąc tak dużo kulek przenęce łowisko i karpie nie zwrócą uwagi na kulki na włosie ale cóż ryzyk fizyk… wszystko zrobione czas do bunkra! Troszkę zrezygnowany i zawiedziony kładę się spać myślą co jest nie tak?! Ok. godziny 4 nad ranem ze snu wyrywa mnie sygnalizator …jedzie!!!!! Szybko wybiegłem z namiotu unoszę kij a z kołowrotka płynie cudowny dźwięk pracującego hamulca. W pośpiechu zakładam wodery żeby wskoczyć do pontonu, troszkę jestem w szoku i zaspany ale jakoś sobie poradziłem natomiast ryba stanęła i przez głowę przewinęła mi się dziwna myśl czy aby mi się to nie śni i nie szarpie się z zestawem który ugrzązł w zielsku…?? Wskakuje w ponton i macham wiosłami zwijając w międzyczasie żyłkę. Faktycznie żyłka wplątała się w zielsko i szarpie się z roślinkami a nie z karpiem. Trochę zawiedziony zrywam rośliny z żyłki i gdy łapałem za kolejną porcje ziela nagle żyłka się napina i czuję ze zestaw jest 50 m dalej a na końcu wisi ryba. Wędką w górę i zaczyna się poranne pływanie za rybką… po kilku odjazdach – strasznie waleczne są karpie w tej wodzie naprawdę aż miło i nigdy do końca człowiek nie ma pewności co wisi na haczyku- udaje mi się podebrać karpia. Szczęśliwy płynę do brzegu, jednak nie wrócę o kiju do domu. Z racji pory i lekkiej szarówki jeszcze pakuje karpia do worka, wywożę zestaw i wskakuje do łóżka. Za długo nie udało mi się pospać bo po godzinie 7 kolejny odjazd. Tym razem po zacięciu czuję że karp idzie przed siebie może trochę wolniej niż poprzednik ale bardzo miarowo i już wiem że tym razem to coś większego. Podbierak, mata wskakuje do pontonu, wiosła w górę i zaczyna się jazda.. Emocji co niemiara, karp zalicza kolejne kępy zielska ale sprawnie odczepiam je z żyłki nie dając rybie żadnego luzu. Po serii parkowań dodam bezskutecznych w zielenienie karp zawraca z otwartej wody i kieruje się w stronę trzcin przybrzeżnych. Uuupsss.. trzymanie wędki i wiosłowanie to już problem wiec łapię ręką za szpulę i próbuję na siłę przytrzymać rybkę co powoduje tylko jeszcze szybszą ucieczkę w stronę trzciny. Siłowy wariant zawiódł więc wędkę kieruję w bok by spróbować zawrócić rybę..niewiele brakowało a karp zaparkowałby już w trzcinach ale udało się, ryba odbiła w bok i znów kieruje się na otwartą wodę. Po chwili ryb słabnie i wpływa pod ponton, mam okazję zobaczyć ją pod powierzchnią jest naprawdę piękna i całkiem spora. Delikatnie próbuje nakłonić karpia by zaczerpną powietrza co po kilku próbach kończy się sukcesem i rybka ląduje w podbieraku. Jesteś mój!!

 

Piękna sztuka, lece do namiotu biore drugi worek i rybka pływa z koleżanką przy trzcinach. Dzwonie do kolegi Mirka żeby wpadł zrobić kilka fotek i pomógł mi zważyć rybkę.

 

Rybę kłądę na macie do ważenia, wyciagam ją z worka i zwracam uwagę na resztki pozsotawione w worku.. ewidentnie karp zbierał kulki które wydalał po 3 godz od momentu złowienia a więc bardzo szybko kuleczki które zbierał były trawione przez rybę albo jegomość łykał kulki dłuższy czas.

Po podniesieniu maty na wadze wskazówka wędruje na wartosć 14,2 kg. Jest to mój największy z tego łowiska. Drugi mniejszy karp waży 11 kg i jak na weekendowy wypad taki dublet naprawdę cieszy.

Rybki wracają do wody, chwile siedzimy z Mirkiem, rozmawiamy i planujemy nastepny wypad w niedalekiej przyszłości. Postanawiam powoli się pakować lecz co chwilę zerkam na wode i obserwuje jak marker raz po raz porusza się sygnalizując obecność ryb w łowisku. Wystarczy jak na jeden weekend. Zwijam wędki i obiecuje sobie że jeszczę wróce ną „bagienko” nęcąc wcześniej łowisko, może uda się wreszcie złowić tego wymarzonego z dwójką z przodu…

Serdecznie pozdrawiam i połamania kija.

Koszyk

0

Brak produktów koszyku.