Dzięki uprzejmości właścicieli łowiska Starorzeka Bartkowi, Sławkowi i Piotrowi mogliśmy wybrać się na wyprawę karpiową na nowo otwarte łowisko.
Razem z Mirkiem i Adrianem umówiliśmy się w środę po pracy na wypad do Olzy gdzie znajduje się łowisko, na którym były rozgrywane ostatnio zawody karpiowe. Droga minęła szybko i po drobnych poszukiwaniach wody (była noc) trafiamy na „recepcję” łowiska” i oczekujemy na Sławka, który ma nas oprowadzić po wodzie. Z racji tego ze nad wodą byliśmy dosyć późno ok. 22 nie wiele mogliśmy zobaczyć, ale w świetle latarek wybraliśmy stanowisko nr 10 (podział z zawodów) tuż za domami mieszkalnymi. Zdecydowaliśmy się na to miejsce głownie z powodów logistycznych, było obszerne i wygodne i dawało możliwość rozbicia 3 namiotów i ustawienia 3 podów, co było dla nas bezcenne. Pomimo późnej pory Sławek obwiózł nas po okolicy pokazując nam cała wodę, okolicę, pobliskie sklepy gdzie mogliśmy zrobić zakupy oraz opowiedział nam historię pozyskania wody.
Po krótkiej wycieczce pojechaliśmy na wytypowane stanowisko rozbić namioty i rozpalić grilla, natomiast sondowanie i rozkładanie wędek zostawiliśmy sobie na rano. Impreza wieczorna troszkę się nam przedłużyła, ale warto było posiedzieć, wspólnie porozmawiać, a przy okazji podziwiać spławy karpi. Odgłosy dochodzące z wody napawały nas optymizmem, więc położyliśmy się spać by wreszcie z pierwszymi promieniami słońca móc zarzucić zestawy. Pierwszy wstał Adik i obudził wszystkich, więc nie pozostało nic innego jak zjeść szybko śniadanie i zabrać się za sondowanie. Po krótkim losowaniu zapałek – polecam tą metodę doboru miejsca połowu, naprawdę fajny sposób na urozmaicenie zasiadki- Mirkowi przypadła lewa strona łowiska, mi środek, a Adi opanował prawą stroną z wyspą i odgłosami nocnych spławów karpi. Szybkie pompowanie pontonu i jesteśmy na wodzie. Jak na starorzecze byliśmy zaskoczeni ukształtowaniem dna i to, co odnaleźliśmy dzięki sondzie. Woda kwitła, więc na niewiele zdała się kamerka podwodna i musieliśmy zaufać stukadełku. Dno w większości jest miękkie muliste, ale natknęliśmy się na łachy twardego żwiru, które są płytszymi miejscami, co dodatkowo jest atrakcyjne dla karpi. Po sondowaniu zdecydowaliśmy się wszyscy na obławianie wspomnianych wcześniej twardszych miejsc, które wydawały się nam najbardziej atrakcyjne dla ryb tym bardziej ze miękkie dno posiadało bardzo intensywny zapach, bardzo nieprzyjemny podobny do siarkowodoru. Z racji lokalizacji łowiska do wody wpada mnóstwo liści, które gniją na dnie tworząc żyzną warstwę mułu. W wodzie karpie mają dostęp do różnego rodzaju pokarmu naturalnego, z tego, co udało nam się zaobserwować w łowisku występuje szczeżuja, raki, ślimaki – głownie błotniarka jak i zapewne ochotka, choć nie udało nam się odnaleźć żadnej kolonii na dnie. Po krótkim namyślę decyduję się łowić na kulki GLM i kukurydzę na drugim zestawie o zapachu scopexu. Jedno miejsce zanęciłem kukurydzą z konopiami, pelletem ananasowym i kilkoma kulkami ananas – ryba. Drugie miejsce zanęciłem grubym papu, czyli halibut pellet i kulki GLM podane szeroko w łowisku. Na oba zestawy założyłem woreczki, PVA i pontonem wywiozłem zestawy pod markery.
Po wykonaniu całej karpiowej roboty zasiedliśmy do napoi orzeźwiających i oddawaliśmy się błogiemu lenistwu. Pogoda wymarzona na Karpie zwłaszcza jesienią, a w zasadzie w ostatni weekend kalendarzowego lata. Upał doskwiera, więc rozkładamy parasole dające cień i liczymy na brani amurów. Pierwsze branie nastąpiło na mojej wędce i po krótkim holu na końcu zestawu pojawia się…..karaś. Rybka ok. 2 kg troszkę nas dziwi, ale wypinam go i postanawiam donęcić łowisko by zanęta pozostawała na dnie również dla karpi. Do wody trafia to samo, co wcześniej, lecz więcej tym razem sypie kulek niż ziaren. Zestaw w wodzie czekamy, więc na brania. Kolejne branie przynosi leszcza u mnie, a u Mirka amura ok. 4-5 kg. Wywozimy zestawy, lecz widząc amurka zmieniam przynętę na kulki owocowe – bałwanek banan-truskawka. Mirek holuje kolejne amury na kukurydze, coraz większe, a u siebie na sygnalizatorze w tym czasie widzę drobny ruch hangera jeden pip i cisza….mhmm ściągam zestaw i pusty włos. Pio krótkim namyślę dochodzę do wniosku, iż to amury grasują po dnie i miażdżą kulki założone na włos bez większych oznak na sygnalizatorach. Z racji ostatnich złych doświadczeń z amurami, które nie uważam za zbyt inteligentne ryby, – ale to moje zdanie- zmieniam miejsce połowu na okolice przesmyku między wyspami. Miejsce wydaje mi się ciekawe, dno dosyć twarde, ale nie żwirowe, głębokość ok. 1, 6 m, przesmyk…postanawiam zaryzykować. Tym razem na włos trafia kulka ochotkowa, do worka PVA wsypuję trochę pelletu ochotkowego i zestaw trafia do wody. W nocy odzywa się sygnalizator i jest branie – kulka ochotkowa i nowe miejsce przynosi efekt! W czasie holu czuję iż nie jest to duża ryba ale karp, wkładam podbierak do wody i podbieram niewielkiego karpia pełnołuskiego. Bąk ma nie więcej jak 3 kg, ale jest śliczny, piękna zdrowa ryba, która szybko trafia do wody, bo koledzy śpią jak mopsy i nie ma mi, kto nawet zdjęcia zrobić. Noc jest zimna a dodatkowo duża wilgotność potęguje odczucie zimna, trzęsę się i zaczynam powoli rozumieć kolegów, którzy nie chcą wysunąć nosa ze śpiworów. Odpalam Colemana w namiocie i postanawiam jednak ponownie wywieźć zestaw w miejsce, w którym miałem branie. Montuje zestaw, przygotowuję porcję kulek i wsiadam do pontonu. Nie chcąc budzić kolegów postanawiam samodzielnie wywieźć zestaw, co nie było najlepszym pomysłem. Niska temperatura powietrza nocą i parowanie wody sprawiło, że na wodzie utworzyła się gęsta mgła, która skutecznie mi utrudniała wywózkę. W pewnym momencie już wpadłem w panikę nie wiedząc gdzie jestem na wodzie, ale na szczęście niezawodne amurki atakowały zestaw Mirka i sygnalizator piszczał raz za razem i dzięki temu znów odzyskałem orientację. Zestaw do wody a ja wiosłuję do brzegu kierując się dźwiękiem sygnalizatora Mirka. Uff na brzegu. Wskakuje w śpiwór i do spania. W nocy Mirek walczy z amurkami a ja pełny nadziei czekam na kolejny odjazd na ochotkę. Brani następuję jednak na drugim kiju na kulkę GLM jest odjazd piękny, podbiegam zacinam i niestety ryba wypina się. Sławek – właściciel łowiska- wspominał, iż na dnie znajduje się stara faszyna, ale nie sądziłem, że karpie tak dobrze o niej wiedzą. Szkoda ryby tym bardziej, iż odjazd był niczego sobie. Rano, gdy zrobiło się już jasno a słońce zaczynało nas otulać ciepłymi promieniami na zestawie z ochotką jest branie, hangar opada w dół. Podbiegam do kija zacinam i jest Karp. Widzimy z Mirkiem po kiju, iż nie jest to mała ryba i budzą się nas nadzieję na piękny okaz. Jednak po drodze ryba łapie zaczep i spina się a ja wyciągam pusty zestaw…. Szkoda. W tym czasie Adi ma brani i wyciąga pięknego amura, który po wypięciu od razu wraca do wody.
Dobiega niedziela i czas pakować się do domu.
Osobom, które chcą się wybrać na łowisko chciałbym przekazać kilka wskazówek. Proszę zwracać uwagę na delikatne ruchy sygnalizatorów. Ryby bardzo ostrożnie pobierają pokarm i czekanie na typowy odjazd może spowodować, iż nie koniecznie doczekamy się typowego karpiowego brania. Polecam kulki głównie GLM i ochotkowe które mi się najbardziej sprawdziły – brania karpi- chętnych na amurki polecam zdecydowanie kukurydzę w każdej postaci i solidnej porcji, ponieważ w wodzie jest dużo karasi, który bardzo chętnie wyjada zanętę wrzuconą na dno. Karpie polecam nęcić punktowo z racji obecności właśnie innych gatunków raczej niepożądanych przez karpiarzy. Czy warto wybrać się na łowisko Starorzeka…. Zdecydowanie warto. Właściciele to osoby które mają pomysł na tą wodę, są bardzo życzliwi przez co atmosfera na łowisku jest bardzo sympatyczna – dzięki Sławek za codzienne odwiedziny ;-). Sama woda jest bardzo urokliwa, ma to coś, co prawdziwa karpiowa woda mieć powinna, choć jeszcze dużo pracy przed chłopakami żeby łowisko było marzeniem karpiarzy, ale zdecydowanie warto przyjechać nad ten zbiornik, bo karpie są w nim na pewno, a jak duże, sądzę, że jeszcze się o tym przekonamy i to niebawem ….
Mariusz Niedźwiecki